1 sierpnia rozpoczęła się strzelanina, dał się słyszeć warkot samolotów. Panowało ogromne podniecenie. Od czasu do czasu przebiegali przez nasz ogród powstańcy. Jeden z nich, przez werandę, na którą wychodziły drzwi z naszego chóru zakonnego, wpadł do zakrystii prosząc, by mu coś dano do picia. Trudno zapomnieć takie twarze – młode, uduchowione, natchnione ogromnym zapałem, przypominające jasnowłosych aniołów Fra Angelica… Innym razem przyszła ich grupka, aby przez okno pierwszego piętra strzelać na ulicę. Opanowała nas radość, niestety przedwczesna. Myślałyśmy nawet o tym, aby przez okno wywiesić na ulicę polską flagę" - z Kroniki Karmelitanek Bosych w Warszawie.

MATERIAŁY HISTORYCZNE NT. RZEZI WOLI:

RELACJA Czesławy Szczerbińskiej,

jednej z kobiet ukrywających się w Klasztorze w sierpniu 1944 r.

RELACJA Anieli Muraszki,

ówczesnej postulantki Klasztoru na siostrę zewnętrzną

histmag.org

ipn.gov.pl

dzieje.pl

S. Teresa od Dzieciątka Jezus, karmelitanka bosa

II OPIS LOSÓW WARSZAWSKICH KARMELITANEK BOSYCH W 1944 R.

PIWNICA ZIEMNA W POBLIŻU STUDNI,

MIEJSCE SCHRONIENIA LUDNOŚCI

PIWNICA ZIEMNA W POBLIŻU STUDNI,

MIEJSCE SCHRONIENIA LUDNOŚCI

Początki

cd. W obozie w Niemczech

Powrót do MENU

Wystawy

Do GÓRY

strony

 Tadeusz Klimaszewski, z książki "Verbrennungskommando Warschau":

 

Opis terenu ogrodu klasztornego po Rzezi:

 

Zbliżyliśmy się i zajrzeliśmy w głąb, ale w ciemnym otworze zamiast wody ujrzeliśmy stłoczone zwłoki, powykrzywiane straszliwie... Zwłok było pełno wszędzie. Nie mogli być to tylko mieszkańcy tego domu czy też sąsiedniej posesji. Musiano ludzi zgonić z okolicy lub z pobliskiego dużego domu piętrzącego się po przeciwnej stronie jezdni. Wśród zabitych przeważały zwłoki mężczyzn…

 

 „Pod liśćmi zaczerniały zwłoki ludzkie jedne, drugie, trzecie, było ich wiele. Zawalały cały róg ogrodu, splątane bezładnie z zielenią krzewów. Dopiero teraz zauważyliśmy, że liście wokół zmiętoszone były i ochlapane rdzawymi plamami krwi...

 Fragment świadectwa p. Henryka Troszczyńskiego, Archiwum Historii Mówionej, https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/henryk-troszczynski,2416.html

 

"Trzech kolegów poszło na Wolską 22 do miejsca naszego zamieszkania, z myślą, że może zastaniemy tam jakichś kolegów, ale zastaliśmy tylko nasz płonący dom i świeżo usypane mogiły na podwórku. (...) Szóstego sierpnia z rana usłyszeliśmy tupot butów. To biegli Niemcy na nasze podwórko, krzycząc, wrzeszcząc, żeby wychodzić. Wbiegli do piwnic, wyciągnęli nas. Podzielili osobno kobiety i dzieci, a nas mężczyzn osobno. Wtedy kilka mężatek zgwałcili i poprowadzili kobiety i dzieci na przeciwną stronę ulicy do pałacyku hrabiego Biernackiego. Po Powstaniu dowiedziałem się, że tam było bardzo dużo zabitych z tłumokami ludzi, dzieci leżały potłamszone. Było bardzo dużo zabitych w tym pałacyku. Nas, mężczyzn, pognano na ulicę Wolską 26".

  Drobne dzieci i niemowlęta spoczywały jeszcze w zaciśniętych skurczem objęciach matek, starsze leżały w pobliżu trzymając w rękach poły ich ubrań. Pośrodku tej grupy jak upiorny symbol leżał starszy, siwy człowiek. Ręka wysunięta daleko do przodu zaciskała kij, oparty na pobliskich zwłokach, na końcu którego powiewała biała flaga.

Wszędzie ślady rabunku... ręce powykręcane brutalnie, okaleczone od drapieżnych palców, ściągających pierścionki i sygnety..."

 Po oczyszczeniu okolicy studni i podwórza, udaliśmy się na drugą stronę ogrodu. Idąc wzdłuż niewysokiego muru ogrodzenia, gęsto posiekanego kulami, nagle natknęliśmy się na nowy zwał trupów. Musiała to być grupa uchodźców. Świadczyły o tym ubrania pomordowanych, pozakładane palta, płaszcze i rozrzucone wokół tobołki, paczki, walizki. Tu przeważały kobiety i dzieci. 

3 200 osób

3 egzekucje.

Zginęło ok.                                               z okolicznych domów.

 

 "Na dziedzińcu naszego Klasztoru od strony ulicy Wolskiej stała armatka, biwakował niemiecki posterunek, w ogrodzie palono ciała pomordowanych ofiar. Dom spłonął doszczętnie. Zeszedłszy do piwnicy, znalazłyśmy ocalałe brewiarze, dzieła naszej reformatorki św. Teresy z Avila, kilka nadpalonych koców i trochę bielizny. Zabrałyśmy ten cenny dla nas dobytek, a jeden z towarzyszących nam żołnierzy – jak się okazało Polak z pochodzenia – otworzył książkę „Droga doskonałości”. Natrafił na zalecenie Świętej, by jej córki wiernie służyły Bogu, a wtedy nawet wrogowie zaspokajać będą ich potrzeby. Niebawem miało się to spełnić. Żołnierz zwierzył się nam jeszcze, jak bardzo cierpiał moralnie, gdy zmuszano go do zabijania ludzi. 'Rzuciłem karabin w krzaki i płakałem...' ".

 

 "W szpitalu postarałyśmy się u władz niemieckich o przepustkę i kilka z Sióstr wybrało się do naszego domu oraz do kościoła Ojców Redemptorystów. Tutaj pozostałe ślady mówiły o niedawnej tragedii: rozsypane komunikanty, mszał leżący na ołtarzu a otwarty na pamiętnym dniu 6 sierpnia. Najwidoczniej zabrano księży od ołtarza. Komunikanty (nie wiadomo, czy już konsekrowane) pozbierałyśmy. Wzięłyśmy także ocalałe paramenty i naczynia kościelne, aby dać je do przechowania".

 

 Z Kroniki Klasztoru Karmelitanek Bosych:

 

 

 

Wkrótce doszła nas wieść, że nasi sąsiedzi z ul. Karolkowej, Ojcowie Redemptoryści, wszyscy prawie zginęli. Niemcy przywozili schwytanych mężczyzn na dziedziniec przy kościele św. Wojciecha, gdzie ich rozstrzeliwano, a ciała na miejscu palono".

 

 "W dzień słychać było strzelaninę stron walczących, w nocy odbywały się egzekucje. W powietrzu unosiły się czarne dymy z palonych ciał ludzkich. Pewnego dnia s. Berne przyszła do nas poruszona do głębi. Niemcy schwytali dwóch młodych powstańców i powiesili tych -jak mówili- „polskich bandytów”, owijając ich ciała w biało-czerwone sztandary.

 

   Wyszłyśmy więc całą grupą z ogrodu przez dziedziniec na ulicę. Minęłyśmy nasz płonący klasztor. (...) Otrzymałyśmy w szpitalu jedną separatkę, zaopatrzoną w cztery łóżka. Jak na 17 osób (w tym kaleka i staruszki), miejsca nie nazbyt wiele, ale za wszystko dziękowałyśmy Bożej Opatrzności. W szpitalu nie miałyśmy co jeść, ale Siostry Szarytki wspierały nas jak mogły. Co dzień z rana któraś przyprowadzała nas na Mszę Św. do kaplicy umieszczonej w schronie".

 "Jeden z żołnierzy zaproponował komendantowi, że odprowadzi nas do najbliższego punktu Czerwonego Krzyża (mieszczącego się w szpitalu zakaźnym przy ul. Wolskiej 37). Konwojując nas powiedział po drodze: „To ja uratowałem wam życie, ponieważ mam siostrę w klasztorze”. Cały czas niepokoił się, czy zdoła nas uratować.  

  W miarę jak odwróciwszy się, szli we wskazanym kierunku, esesmani z całym spokojem, jakby to było polowanie, dokładnie mierząc w plecy kładli ich trupem na miejscu. Ofiary padały pokotem, jeden po drugim. Uratował się tylko jeden mężczyzna, gdyż żołnierz niemiecki słysząc głośny płacz córek tego nieszczęśliwca, polecił mu z cicha skryć się w grupie kobiet. Te wzięły go szybko pomiędzy siebie i okryły głowę chustką. W ten sposób ocalał".

 "Zachęcałyśmy też ludzi świeckich, aby przyjęli Komunię św. Nie wiedząc, co jeszcze z nami będzie, same przyjmowałyśmy ją jako wiatyk. Rzeczywiście, dla mężczyzn znajdujących się w schronie miała być wiatykiem. Wszyscy otaczający nas ludzie przyjęli Komunię św., a były to chwile ogromnej powagi i wielkiego pokoju, gdy czuło się wieczność tak bardzo bliską. Zaraz bowiem po rozdaniu Komunii św. Niemcy odłączyli mężczyzn i wskazali im dwie ścieżki, którymi mieli iść w głąb ogrodu. 

 "Gdy to się działo w klauzurze, Niemcy wpadli również od strony ulicy do tej części schronu, gdzie znajdowała się ludność świecka. (...) Gdy nasze Siostry wychodziły kolejno ze schronu, Matka Przełożona oraz siostrą zakrystianką wyniosły dwie puszki z Najświętszym Sakramentem, a wtedy s. Maria stanowczym głosem powiedziała: „Proszę się rozstąpić, gdyż idzie Matka Przełożona i niesie Najświętszy Sakrament”.  Słowa te natychmiast poskutkowały. Niemcy rozstąpili się. Następnie wyszła ze schronu również ludność świecka. Kazano wszystkim przejść z werandy na pobliski trawnik i tutaj pochylić się ku ziemi, gdyż od strony Ojców Redemptorystów leciał wciąż błękitnawy ogień. To strzelali powstańcy. Uklękłyśmy, aby spożyć Najświętszy Sakrament dla zabezpieczenia go przed profanacją w razie, gdyby nas rozstrzelano".

Odbyły się tu co najmniej 

Po wojnie znaleźli się świadkowie, którzy złożyli zeznania o tym,

co działo się na terenie Klasztoru Karmelitanek Bosych i ogrodu.

 

RELACJE INNYCH ŚWIADKÓW PRZEBYWAJĄCYCH W 1944 R. NA TERENIE KLASZTORU:

Zob. również inne źródła:

Zob. również:

MĘCZEŃSTWO REDEMPTORYSTÓW Z WOLI:

KOŚCIÓŁ ŚW. WOJCIECHA

(zdj. z r. 1944, źródło: fotopolska.eu)

SZPITAL ZAKAŹNY, UL. WOLSKA 37

(zdj. z r. 1946, źródło: fotopolska.eu)

PRZYBLIŻONE MIEJSCE, SKĄD MĘŻCZYŹNI SZLI NA EGZEKUCJĘ

(po prawej str. kadru - Klasztor na wysokości chóru zakonnego, zdj. z 1962 r.)

S. MARIA JAROCHOWSKA

JAKO POSTULANTKA

(zdj. z 1943 r. - w r. 1944 była już nowicjuszką)

PIWNICA - WEJŚCIE DO SCHRONU

(zdj. 2018 r.)

KAPLICA 1944

 "Gdy zastanawiali się, co z nami zrobić, a któryś z żołnierzy przykładał siostrze Bogumile pistolet do piersi, wówczas s. Maria od Ducha Św. (Jarochowska), władająca znakomicie językiem niemieckim, zwróciła się do żołnierzy, żądając rozmowy z komendantem. Dźwięk ojczystej mowy wywarł na nich jakiś magiczny wpływ. Komendant, któremu siostra zaczęła perswadować, że nie ma tu dla nich żadnego niebezpieczeństwa, rzekł do żołnierzy: 'Do kobiet nie będziemy strzelać'.".

 "Esesmani z okrzykiem: „Raus!” zatrzymali się na werandzie przy otworze prowadzącym do schronu". 

"Nasza wspólnota przebywała w schronie – w piwnicy, otaczając tabernakulum i modląc się. Dwie Siostry wyszły przez otwór na werandę przed kaplicą, gdy nagle wpadła do chóru zakonnego grupa esesmanów. Obwieszani koliami nabojów, z pistoletami w rękach gotowymi do strzału, szli bardzo ostrożnie rozglądając się wokoło. Całkiem niespodziewanie spotkałam się z nimi twarzą w twarz. Krzyknęłam: „Niemcy!” i wybiegłam z chóru".

"W dniu 5 sierpnia pocisk, wpadłszy do pobliskiego klasztoru Ojców Redemptorystów, zburzył część domu, w której znajdowała się biblioteka.  (...) Wówczas Matka Przełożona poprosiła, aby któryś z Ojców Redemptorystów odprawiających u nas Mszę św. przeniósł Najświętszy Sakrament do naszego schronu".

"Przed wybuchem Powstania dochodziły do nas echa entuzjastycznych nastrojów. Opowiadano nawet, że Niemcy samorzutnie wycofują się z miasta.

sierpień 1944

+48 783 508 473

zamowienia@karmelnawoli.pl

fundacja@karmelnawoli.pl

ul. Wolska 27/29

01-201 Warszawa

KRS: 0000827786

NIP: 5272920846

REGON: 385562107

 

Numer konta:

PL76 1240 6218 1111 0010 9702 7550

SKLEP

Regulamin

Formularz kontaktowy

RODO

+48 783 508 473

FUNDACJA KARMEL NA WOLI

Śledź nas:

Dostawa i płatność